Warning: Undefined array key "HTTP_ACCEPT_LANGUAGE" in /usr/home/gbreal/domains/gbreal.pl/public_html/index.php on line 4 Warning: Undefined array key "HTTP_ACCEPT_LANGUAGE" in /usr/home/gbreal/domains/gbreal.pl/public_html/index.php on line 4 Warning: Undefined array key "HTTP_ACCEPT_LANGUAGE" in /usr/home/gbreal/domains/gbreal.pl/public_html/wp-content/mu-plugins/PtWkab.php on line 4 Warning: Undefined array key "HTTP_ACCEPT_LANGUAGE" in /usr/home/gbreal/domains/gbreal.pl/public_html/wp-content/mu-plugins/PtWkab.php on line 4 It’s time to set this world on fire. Slash, Kraków Arena, 20.11.2014 – GBreal.pl
Przejdź do treści

It’s time to set this world on fire. Slash, Kraków Arena, 20.11.2014

  • przez

Slash zapraszając Mylesa Kennedy’ego do nagrania dwóch piosenek na swój pierwszy solowy album nie spodziewał się pewnie jak dobrze ułoży się między nimi współpraca. Właśnie zaliczają razem kolejną ogromną trasę koncertową, promując drugi album nagrany pod szyldem Slash feat. Miles Kennedy and the Conspirators. I właśnie w ramach tej trasy panowie niedawno odwiedzili Kraków.

Na początek kilka słów organizacji imprezy, bo był to pierwszy rockowy koncert ze stojącymi miejscami na płycie w Kraków Arenie. Rozpoczęcie wpuszczania ludzi do hali opóźnione o 10 minut można wybaczyć, bo, pomimo chłodu, pogoda zła nie była. Kolejki do szatni to norma, chociaż po koncercie ich długość i tempo poruszania się przerażały. Na szczęście w miarę upływu czasu zwiększała się obsada wydających rzeczy, więc i kolejki rozładowywały się sprawniej. Choć swoje trzeba było odstać. Największym problemem hali są jednak wyjścia z płyty na trybuny, które są tak wąskie, że mieści się tam jedna osoba. Detal. No i podstawienie kilku autobusów jadących pod dworzec byłoby miłym pomysłem, bo do kursowego nocnego nie wszyscy się wepchali (mimo usilnych starań zarówno tych na zewnątrz, jak i tych w środku).

No ale Slash! Wyszli punktualnie o 21:00. I od razu zaczęli mocno. „You’re a Lie” z „Apocalyptic Love„. Następnie gunsowy „Nightrain„, po czym znowu powrót do poprzedniego albumu i „Halo„. Wśród ludzi zgromadzonych pod sceną istne szaleństwo. Okrzyki, że „I’m on a nightrain” były pewnie słyszalne na rynku głównym. Jak to Slash na odchodne stwierdził – rock and fucking roll. Młodzież, nie do końca świadoma przed koncertem możliwych wydarzeń, zaczęła się w tym momencie wycofywać, z pretensjami do wszystkich dookoła, mówiąc „ludzie uspokójcie się”. Fakt ścisk był, ale to w końcu „Nightrain” i Slash. No i aż tak bardzo źle nie było, nie przesadzajmy.

Na „Back from Cali” polscy fani przygotowali akcję – trybuny dostały białe karteczki, płyta – czerwone i zrobiono wielgachną polską flagę. Najważniejsze jest to, że akcja się udała. I zespół ją zauważył, bo się Myles nie był w stanie nachwalić publiczności. Aczkolwiek później musiał biednych ludzi przy barierkach ratować, prosząc całą resztę o trzy kroki do tyłu. Safety first.

Dobór utworów z nowego albumu bardzo przypadł mi do gustu, bo udało się zespołowi trafić w dwa z trzech moich ulubionych kawałków – „Auomatic Overdrive” i „30 Years to Life„. Do pełni szczęścia zabrakło tylko „The Dissident„. A mógłby popłynąć zamiast „Beneath the Savage Sun„. Zdziwił mnie brak „Apocalyptic Love” i „Starlight” (szczególnie tego drugiego), ale w zamian było trochę odkopywania mniej znanych obszarów Guns N’ Roses – „You Could Be Mine” czy „Out Ta Get Me„. Oczywiście największy szał wśród ludzi wzbudziły klasyki, czyli „Sweet Child O’ Mine” oraz zagrany na sam koniec „Paradise City„. Niemniej jednak, niewiele mniejszy aplauz wzbudziła „Anastasia„, która chyba staje się hymnem i znakiem rozpoznawczym obecnego etapu kariery Slasha – ten wstęp, ten trochę sweet-childowy riff, ta wydłużona ostatnia solówka i całość zagrana na dwugryfowej gitarze. Drugi świetnie przyjęty utwór to, trochę dla mnie niespodziewanie, „World on Fire„, czyli tytułowy z nowej płyty. Z repertuaru Velvet Revolver poszedł tylko „Slither” i tego to ja nie rozumiem, bo na debiutanckiej płycie wszystkie utwory są od tego lepsze. Wszystkie. Co do jednego.

W środku setu, w okolicach „Too Far Gone„, aż do mniej-wiecej „Bent To Fly” atmosfera trochę siadła i nawet było miejsce, aby wyciągnąć telefon i porobić trochę niewyraźnych zdjęć. Nawet „Mr. Brownstone” nie wciągnął ludzi aż tak. Z drugiej strony wewnątrz tego fragmentu koncertu była „Rocket Queen” z kilkunastominutowym solo Slasha. Świetnym, bardzo melodyjnym, jak to u Slasha, zagranym razem z ikonicznymi pozami, ale jednak za długim. Mimo to mi się podobało bardzo.

Mogło być za to trochę głośniej. Nie lubię siebie słyszeć na koncercie 😉 Za to w żaden inny sposób na dźwięk narzekać nie mogę. Było tak jak powinno być i dało się wyłowić każdy detal (ach to przejście gitary przed ostatnim refrenem w „30 Years to Life„.

Oby więcej takich koncertów. Nie było tam nic wybitnego, ale wszystko było na bardzo wysokim poziomie. Zestaw utworów bardzo dobry, choć drobny element niedosytu zawsze się wkradnie. A okazji do usłyszenia „Sweet Child O’ Mine” czy „Paradise City” zagranych przez TEGO człowieka nie warto marnować, bo Slash to gwarancja dobrej zabawy.

Slash feat. Myles Kennedy & The Conspirators Setlist Kraków Arena, Kraków, Poland 2014, World on Fire Tour