Przejdź do treści

Stoi czołg i strzela heavy metalem. Sabaton, Kraków 22.01.2015

Sezon koncertowy roku pańskiego 2015 rozpoczęty. Z Sabatonem to ja akurat mam pewien problem. Mianowicie ta muzyka mnie nie grzeje. Posłuchać mogę, większych wad nie potrafię znaleźć (nie licząc wokalisty, który nie ma głosu do śpiewania), ale nie czekam z wypiekami na twarzy na kolejne płyty, Mimo to, dziwnym trafem, zabłądziłem na ich koncert już po raz trzeci. Od razu więc zaznaczam, że nie jest to relacja pisana okiem jakiegoś wielkiego fana zespołu.

Zanim na scenie pojawili się szwedzcy powermetalowcy, przed krakowską publicznością w hali Wisły wystąpiły trzy inne zespoły. Na Frontside się jednak nie załapałem. Bywa. Specjalnie jakoś nie żałuję. Widziałem ich raz, nie porwali mnie.

battle_beast

Battle Beast już za to posłuchałem. Ciekawy to zespół. Grają klasycznie brzmiący heavy metal, mocno osadzony w latach 80’tych, łącznie z klawiszowcem, który zamiast stać przy „parapetach” stoi w pierwszej linii dzierżąc dumnie keytar. Wokalistka ma solidny głos, a melodie często wpadają w rejestry znane dobrze fanom Iron Maiden czy Judas Priest. Całkiem przyjemne granie, choć głos wokalistki na dłuższą metę może być męczący. Moją uwagę zwróciły wpadające w ucho, szybie solówki gitarowe. A podczas tego koncertu to raczej nie był często powtarzający się element.

W dalszej kolejności zaprezentował się Delain. Jest to holenderski zespół grający symfoniczny metal. I jak to w przypadku takich zespołów bywa najczęściej – kobiecy wokal, dużo klawiszy i z rzadka pojawiający się, ale jednak obecny growl. Nic zaskakującego, całkiem przyjemne ganie. Tutaj uwagę przykuwała niziutka gitarzystka o wyglądzie gimnazjalistki. Nie dość, że ze swoją gitarą wyglądała jak adept początkowych klas szkoły muzycznej (oczywiście jej umiejętnościom nie mam nic do zarzucenia – riffowanie, machanie głową i sola wychodziły jej bardzo dobrze) to jeszcze musiała zmagać się z trochę za wysokimi dla niej podestami.
Zespół miał przepięknie opracowaną choreografię sceniczną. Zamiana miejsc gitarzystki i basisty, ustawienie się na krawędzi sceny, później dwa kroki do tyłu i wejście w synchroniczne kręcenie głową. Równiutko jak w zegarku.
Przywitani zostali bardzo ciepło, jednak te 2000 widzów czekało głównie na Szwedów z Sabatonu.

delain

I już podczas „The Final Countdown” zapowiadającym rychłe wyjście gwiazdy na scenę wśród publiczności rozpoczął się szał. Szwedzi wyszli, a właściwie wybiegli przy dźwiękach „Ghost Division”. Scena mogła zrobić wrażenie, ale zabrakło dla mnie wisienki na torcie. Otóż na jej środku stał wycelowany maską do publiczności… czołg. Na jego szczycie zasiadł perkusista. Liczyłem na pirotechnikę wydobywającą się z luf, ale trzeba było się zadowolić jedynie jego dostojną obecnością. Zespół grał kolejne utwory przy ogłuszającym wręcz aplauzie publiczności, Joakim Broden płaszczył się z tego powodu przed ludźmi w każdy znany sobie sposób. Facet głosu do śpiewania za bardzo nie ma, ale bawić się z fanami bezsprzecznie umie. Dał się przekonać na zmianę setlisty (na ile to było wyreżyserowane – nie wiem, ale wrażenie sprawiło bardzo dobre), jak otrzymywał burzę oklasków to aż go podmuch odrzucał do tyłu. Pił piwo na czas, pozwalał głosować publiczności na wersję językową utworów, pokazywał gęsią skórkę, a także grał na gitarze. O – to był ciekawy przerywnik. Miał pokazać kunszt gitarzystów (dla których był to czas na wykazanie się w technicznie wyszukanych solówkach), zaś sam Joakim zaczynał kolejne wątki bitwy na sola, grając fragmenty utworów innych zespołów. Zaczął od jacksonowego „Beat it”, później zagrał fragment „Master of Puppets”, dając zaśpiewać początkowe wersy publiczności. (Master zawsze się uda. Zawsze.) Na koniec, zanim mu wielkimi nożycami nie przecięli strun, zagrał jeszcze „Seek and Destroy”. Bardzo fajny, humorystyczny przerywnik w jednostajnym wałkowaniu swoich powermetalowych hitów.

Oprócz humorystycznych wstawek potrafi oczywiście wejść w patetyczne tony. Na dłuższą pogadankę pozwolił sobie przed „Uprising”, kiedy pochwalił Polaków za ich przywiązanie do własnej historii. Zrobiło się wtedy poważnie i patetycznie, ale gdy popłynęły dźwięki muzyki cała sala zaczęła krzyczeć „Warszawo, walcz!” i zabawa trwała w najlepsze. Dobór utworów był mi w gruncie rzeczy obojętny, bo wiadomo, że „40:1″i „Uprising” zagrają, a resztę znam słabo i nie na tyle, aby czekać z utęsknieniem na poszczególne kawałki. Niemniej co by nie zagrali, to bawiłbym się dobrze, bo to taki gatunek muzyki – bardzo przyjemny w odbiorze, szczególnie wśród rozentuzjazmowanego tłumu fanów. Można się wkręcić w zabawę.

sabaton_live

Sabaton nie należy do moich ulubionych zespołów, ale potrafi swoją grą, poczuciem humoru oraz atmosferą panującą na ich koncertach zachęcić mnie do przyjścia na ich występ. Zabawa jest bardzo dobra, nawet jak poszczególne utwory nie budzą u mnie większych emocji. Na rozpoczęcie kolejnego koncertowego roku jak znalazł, bo i poskakać można i pomachać głową, a na większe uniesienia przyjdzie jeszcze czas.

Sabaton Setlist Hala Wisły Kraków, Kraków, Poland 2015, Heroes on Tour